> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

334 - Dlaczego po seansie The Avangers boli mnie twarz?

Z braku czasu wrzucam tekst, z którego nie jestem do końca zadowolony. Sporo się teraz dzieje, więc mam nadzieję, że już niedługo znajdę chwilę na zrobienie porządnego update'a opisującego ostatnie wydarzenia. 
Tekst napisany na Analizę Filmu i najniżej oceniony z dotychczasowych (m.in. za "formę wielce wadliwą" :)).  


Komiksy towarzyszą mi przez całe życie. Doskonale pamiętam tanie wydania przygód Spider-Mana i Batmana, które pod koniec lat 90. kupowali mi w kioskach rodzice. Koszmarne tłumaczenie, niska cena i mnóstwo zabawy. Kilkanaście lat później ciągle zbieram „kolorowe zeszyty”, nic więc dziwnego, że również regularnie odwiedzam kinowe sale, gdy tylko na horyzoncie pokazuje się nowa komiksowa adaptacja.  
 
Jakiś czas temu po raz kolejny obejrzałem Avengers - pierwszy w historii kinowych adaptacji komiksów crossover, historię, w której bohaterowie samodzielnych produkcji łączą siły i wspólnie pojawiają się na ekranie. Film, gdzie spotyka się grupa najbardziej znanych bohaterów – od Kapitana Ameryki po Iron Mana - był spełnieniem moich marzeń. Nieważne, czy na ekranie dzieje się coś zabawnego, czy nie, ja się uśmiecham niczym szaleniec, bo wszystko w tym filmie sprawia mi przyjemność. Poczynając od scenariusza, który został dobrze wyważony – jest miejsce dla zapierających dech w piersiach scen akcji, jest chwila na poznanie bohaterów, są momenty wzruszające i pełne humoru. Relacje między bohaterami - grupą indywidualistów, którzy nagle muszą tworzyć drużynę - są elektryzujące, a różnorodność charakterów daje niezwykle połączenie prowadzące do ciekawych interakcji. Każdy z nich zachowuje swe charakterystyczne cechy: Hulk wszystko niszczy podczas ataku furii, Thor wywyższa się z racji boskiego pochodzenia, Stark traktuje niebezpieczeństwo jak zabawę, a Rogers – będąc bohaterem minionej epoki – jest uroczo zagubiony w XXI wieku. Mnóstwo frajdy daje odnajdywanie nawiązań i smaczków, których widz nieznający materiału źródłowego w postaci komiksów, zapewne nawet nie zauważy.  
 
Innym powodem do zadowolenia jest sprawna realizacja całości. Efekty specjalne, stojące na wysokim poziomie, pozwalają w pełni cieszyć się kreatywnością filmowców. Pomysły mające rodowód w historiach obrazkowych sprawiają piorunujące wrażenie. Na długo zapada w pamięć animacja przemienionego w potwora Bannera, pozaziemska rasa atakująca Manhattan czy lotniskowiec S.H.I.E.L.D. unoszący się wśród chmur. Nie pozostaje nic innego, jak tylko podziwiać to wszystko z szeroko otwartymi oczami i – co nieco wstydliwe – równie szeroko otwartą buzią.  
 
Film Jossa Whedona idealnie wpisuje się nowoczesne kino superbohaterskie, równocześnie prezentując jego jaśniejszą i mniej poważną stronę. Właśnie dzięki tej lekkości i odstąpieniu od pseudo- realizmu i pokładów mroku, znanych z ostatnich przygód Batmana w reżyserii Christophera Nolana, film Marvel Studios może być według mnie postrzegany również jako należyty następca przygód Indiany Jonesa. The Avengers kontynuują i powielają wiele elementów, które dziś nierozłącznie kojarzymy z konwencją Kina Nowej Przygody. Film zaskakuje widza, przede wszystkim dostarczając mu czystej, niczym nieskrępowanej rozrywki. Nie brakuje w nim spektakularnych przygód i zabawnych onelinerów. Bohater – w tym przypadku zbiorowy – jest zbudowany wedle doskonale nam znanego wzorca: szlachetny i odważny, mogący poświęcić się dla dobra ludzkości. Całość – choć po brzegi wypełniona akcją – jest lekka i w inteligentny sposób zabawna. To kino popularne pierwszej próby.  
 
Nie przestaję się uśmiechać nawet wtedy, gdy seans dobiega końca, na ekranie pojawiają się napisy, a w tle słychać motyw przewodni filmu. I chwilę później, mój uśmiech staje się jeszcze szerszy (sam się zastanawiam, jak to w ogóle możliwe!). W dodatkowej scenie, rozgrywającej się gdzieś na obrzeżach kosmosu widzimy fioletowego Thanosa. To jedna z najpotężniejszych istot w uniwersum Marvela i jeden z najgroźniejszych adwersarzy Avengers – postać, przy której Loki (będący źródłem całego zamieszania w omawianym filmie) to łobuz niszczący innym dzieciom zamki w piaskownicy. Pojawienie się tej postaci w scenie po napisach zwiastuje rozmach, z jakim będzie zrealizowana kolejna część (jej premierę zaplanowano na maj 2015 roku, już odliczam dni do premiery). Właśnie z tego powodu się cieszę, układam w głowie możliwe scenariusze kontynuacji i już nie mogę się doczekać. Po prostu czuję, że sequel dostarczy mi równie wiele radości, co oryginał. Gdy tylko o tym pomyślę, znów zaczynam się uśmiechać, a od tej ciągłej radości boli mnie już twarz. Ale przecież nie mogę narzekać.
 Filmografia:

Avengers (The Avengers), reż. Joss Whedon, USA 2012.
 

Brak komentarzy: