> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

czwartek, 20 czerwca 2013

347 - Holmes Ritchiego - twórcza zdrada?

Kreacja postaci Sherlocka Holmesa w filmach Guya Ritchiego – twórcza zdrada czy przykładne odwzorowanie?

Stereotypowy wizerunek Sherlocka Holmesa – prawdopodobnie najpopularniejszego detektywa wszech czasów, a z pewnością najchętniej pokazywanego na ekranie – kojarzy nam się z czapką z dwoma daszkami, kraciastą peleryną i zakrzywioną fajką. Za ową wizję, która na stałe zagościła w świadomości społeczeństwa, odpowiada nie twórca postaci, sir Arthur Conan Doyle, a ilustrator jego opowiadań. To Sidney Paget obdarzył detektywa rekwizytami, które ani raz nie pojawiają się w oryginalnych opowiadaniach. Do stereotypowego wizerunku detektywa swoje trzy grosze dołożył również pierwszy naprawdę znany aktor, który się weń wcielił – to Williamowi Gillette’owi zawdzięczamy charakterystycznie zakrzywioną fajkę typu calabash. Wizerunek Holmesa, kreowany w filmach Ritchiego jest daleki od schematycznego, jednak dużo bliższy oryginalnemu wyobrażeniu ukazanemu w czterech powieściach i pięćdziesięciu sześciu opowiadaniach, gdzie fajka Holmesa była prosta (gliniana bądź wiśniowa), płaszcz jednolity, a czapkę zastępował zwykły kapelusz. 

 
Poza wyglądem zewnętrznym, wielkie kontrowersje u „fanów prawdziwego Holmesa” wzbudziła jego sprawność fizyczna, wyeksponowana w obu filmach bardzo wyraźnie. Kolejny raz Richie walczy ze stereotypami, wydobywając z opowiadań Conan Doyle’a wątki jedynie zarysowane i czyniąc z nich – często poprzez stosowne wyolbrzymienie - prawdziwy atut swoich filmów. Mając w pamięci portret Holmesa, jako flegmatycznego dżentelmena, który z fajką w ustach rozwiązuje zagadki kryminalne praktycznie nie ruszając się z ulubionego fotela, może dziwić widziana na ekranie postać odgrywana przez Roberta Downeya Juniora. Należy jednak pamiętać, że Arthur Conan Doyle kilkukrotnie wspomina w opowiadaniach, że Holmes nie tylko uprawiał boks (opowiadanie Samotna cyklistka), ale również popularną pod koniec XIX wieku sztukę bartitsu (Pusty dom). Ritchie wyolbrzymia te cechy, czyniąc ze swojego bohatera prawdziwego mistrza sztuk walki, jednocześnie bardzo dynamizując postać i dopasowując ją do współczesnych wyobrażeń o (super) bohaterach.

Sceny walk w dziełach Ritchiego nie tylko zapewniają sporą dawkę emocji, ale też w genialny sposób ukazują najważniejszą cechę Holmesa – zdolność dedukcji. Pod pretekstem szybkiego pokonania przeciwnika detektyw przewiduje jego kolejne ruchy i analizuje własne zamiary. Niesamowity efekt wzmagają zastosowane środki filmowego wyrazu – zwolnione tempo czy głos z offu. Tak przedstawiony zabieg dedukcji pozwala wejść czytelnikowi w umysł bohatera, co prowadzi do kolejnego ważnego faktu, który czyni wizerunek filmowego Holmesa bardzo odległym (na pierwszy rzut oka) od jego literackiego pierwowzoru.

Conan Doyle narratorem swoich historii uczynił doktora Johna Watsona. To właśnie jego oczami patrzymy na Holmesa i otrzymujemy bardzo subiektywny obraz. Watson jest zafascynowany i oczarowany, wie o Holmesie to, co zobaczy i czego się od niego dowie. Tylko sporadycznie i w sposób bardzo delikatny zwraca uwagę na słabości przyjaciela, a jego wiedza na temat detektywa nie jest pełna. W filmach jest zupełnie inaczej, wizerunek bohatera jest bardziej kompletny i obiektywny, dzięki wspomnianemu wyżej wniknięciu w umysł bohatera, ale i zastosowaniu w filmach punktu widzenia i punktu słyszenia samego Holmesa. Widz otrzymuje gotowy obraz. Reżyser – w przeciwieństwie do Doyle’a – zostawia niewiele miejsca dla wyobraźni, zgodnie zresztą z filmową tradycją.

Ritchie wydobywa również inne charakterystyczne cechy dziewiętnastowiecznego detektywa. Holmes jest w filmie kreowany na postrzelonego geniusza. Gra na skrzypcach została sprowadzona do smutnego brzdąkania, a uzależnienie od morfiny i kokainy zastąpione piciem płynu do operacji oka. Tak, jak w oryginale, praca jest dla Sherlocka uzależniająca. Brak możliwości rozwiązywania nowych zagadek kryminalnych wprawia Holmesa w stan odrętwienia i zmusza do ekscentrycznych zachowań (szalone eksperymenty, wystrzeliwanie w ścianie inicjałów królowej Anglii, kilkumiesięczna izolacja w zamkniętym pokoju). Pamiętano o zamiłowaniu Sherlocka do przebieranek i aktorstwa. Film w ciekawy sposób wzbogaca również historię Irene Adler – szantażystki, której udało się oszukać detektywa. Prawdopodobnie jedynej kobiety, którą Holmes darzył głębszym uczuciem. Motyw romansowy ukazuje perwersyjną fascynację detektywa światem przestępczym. W tym miejscu warto byłoby również wspomnieć o homoerotycznym wątku  pojawiającym się w obu filmach, jednak to temat na osobną analizę.

Wybór Roberta Downeya Juniora do roli Sherlocka Holmesa z pewnością był kontrowersyjny i miał spory wpływ na odbiór całego filmu. Jednak poza niepasującym wyglądem zewnętrznym, trzeba przyznać, że Sherlock Ritchiego jest niekiedy nawet bardziej wierny literackiemu oryginałowi niż wizerunki detektywa z klasycznych już adaptacji. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę nie stereotypowe wyobrażenie postaci, utarte w zbiorowej popkulturowej świadomości przez ilustracje, okładki oraz poprzednie adaptacje filmowe, a kanoniczny portret zarysowany przez Conan Doyle’a w oryginalnych opowiadaniach. Każdy miłośnik geniusza z Baker Street powinien docenić wyobrażenie proponowane przez Guya Ritchiego. Nawet jeśli sam film wydaje się zbyt nowoczesny, przygody zbyt dynamiczne, a sceny akcji zbyt częste, to kreacji postaci – może poza czysto kampową, nieco łobuzerską aparycją – nie można wiele zarzucić.


Filmografia:
Sherlock Holmes, reż. Guy Ritchie, USA 2009.
Sherlock Holmes: Gra Cieni (Sherlock Holmes: A Game of Shadows), reż. Guy Ritchie, USA 2011.

Bibliografia:
Doyle Conan Arthur, Księga wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa, [red.] J. Celer, Warszawa 2011, Wydawnictwo Rea.
Helman Alicja, Twórcza zdrada - filmowe adaptacje literatury, Poznań 1998, Wydawnictwo ARS NOVA.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Słuszne spostrzeżenia. Holmes książkowy to jedna z najgenialniejszych postaci w historii literatury, a obydwa najnawsze filmy są bardzo dobre, zwłaszcza znakomita jedynka.

Jan Sławiński pisze...

Dzięki za komentarz. Również uważam jedynkę za znakomitą, z dwójką gorzej, ale wiadomo jak bywa z sequelami. Ma całkiem inny klimat, akcja gna na łeb na szyję, mnie tu śledztwa a więcej pościgów i choć podróż po Europie była bardzo fajna, tak brakowało mi jednak XIX w. Londynu :)