> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

piątek, 24 lipca 2015

Superglina kontra Elektroniczny Morderca

Tworząc w 1992 roku scenariusz do RoboCopa 3 Frank Miller jednocześnie pisał crossover dla wydawnictwa Dark Horse, w którym Superglina miał zmierzyć się z samym Terminatorem. Te dwie kultowe postaci (z których dziecko Camerona poradziło sobie o wiele lepiej na wielkim ekranie) w komiksie Millera rysowanym przez samego Walta Simonsona (wieloletni twórca przygód Thora, pomysłodawca m.in. postaci Beta Ray Billa) mają ze sobą więcej wspólnego, niż można by przypuszczać na pierwszy rzut oka. To ludzki umysł Alexa Murphy’ego był podstawą dla ewolucji Skynetu w samoświadomy twór.



Czteroczęściowa miniseria doczekała się bardzo luźniej adaptacji w formie gry m.in. na GameBoya i NESa (znanego u nas jako Pegazus). Klasyczny model run and gun, widok z boku i przesuwające się tło, zastępy przeciwników do odstrzału i możliwość wejścia w buty samego Supergliny to cechy charakterystyczne produkcji. Przyznam, że choć zarówno GameBoy, jak i Pegazus, były obecne w mym dzieciństwie (uwielbiałem Żółwie Ninja w wersjach na obie platformy, wybaczcie dygresję), tak przyjemność przejścia (dosłownie i w przenośni) RoboCop vs. The Terminator jakoś mnie ominęła.

Choć komiks na pierwszy rzut oka jest po brzegi wypełniony akcją i pstrokatymi kolorami (lata dziewięćdziesiąte to zachłyśnięcie się nakładaniem barw przy pomocy komputera) to podchodzi do materiału źródłowego z odpowiednim szacunkiem. Trzeba przyznać, że Miller nie poszedł na łatwiznę – wymyślił bardzo zgrabną fabułę, przekonującą i rozwijającą mitologię obu kultowych światów, która bez problemów mogłaby stać się kanoniczna i trwale połączyć obu bohaterów. Szkoda, że producenci nie obdarzyli go zaufaniem, bo przygody RoboCopa mogłyby być dziś kultową trylogią, a nie tylko kultową częścią pierwszą z kontynuacjami, o których lepiej nie pamiętać. Kto wie, może dziś, zamiast Terminator: Genisys, oglądalibyśmy w kinach starcie między Supergliną a Elektronicznym Mordercą…?


Brak komentarzy: