> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Luthor: Man of Steel - portret człowieka

Luthor pokazuje Supermana oczyma jego największego wroga. Tam, gdzie wszyscy widzą nadzieję, bohatera stojącego na straży pokoju, tam Lex Luthor dostrzega zagrożenie. Podobnie jak w miniserii Joker scenarzysta Brian Azzarello i rysownik Lee Bermejo tworzą zaskakujący obraz człowieka, mocny, niejednoznaczny i wiarygodny.




Luthora napędza strach. To on motywuje jego działania, to on każe mu walczyć z Supermanem wszelkimi dostępnymi środkami. I choć sam tytułowy bohater twierdzi inaczej, to strach przed tym, że Kryptończyk obróci się przeciw ludzkości, leży u podstaw ich konfliktu. Z albumu wyłania się złożony i niejednoznaczny portret Luthora. Scenarzysta pokazuje go w różnych sytuacjach i pozostawia ocenę czytelnikowi. Z jednej strony jest on bezwzględnym biznesmenem, który nie ucieka od perfidnych zagrywek i korzystania z pomocy specjalistów od brudnej roboty. Z drugiej to człowiek całkowicie oddany Metropolis, kochający miasto i jego mieszkańców, przyjazny dla swoich pracowników, pełen nadziei, walczący o lepsze jutro. Jutro bez Supermana, który jest uśpionym zagrożeniem.
 
Pokazywanie Luthora z takiego punktu widzenia jest największym plusem albumu. Mimo że trudno nie zauważyć, że duszę łysego biznesmena trawi paranoja związana z człowiekiem w czerwonej pelerynie, to jednak scenarzysta nadaje mu ludzkie cechy. Nie jest on tu szalonym geniuszem zła, a małym, zagubionym człowiekiem trawionym przez własne lęki. Zazdrosnym, niemogącym pogodzić się z tym, że przybysz z odległej planety zawładnął wyobraźnią całej Ziemi. Niezdrowa fascynacja Kryptończykiem prowadzi Luthora do perwersyjnej miłości do Hope – laboratoryjnie stworzonego androida będącego żeńską podróbką Supermana. Pożądanie i nienawiść, zazdrość i strach prowadzą do wielu złych decyzji w imię „większego dobra” oraz prowokują pytania o własne człowieczeństwo. Taki Luthor budzi współczucie.
 
Komiks został wydany w kolekcji „Obrazy Grozy”, co usprawiedliwia warstwa graficzna albumu. Realistyczne, nasiąknięte po brzegi mrokiem rysunki wyszły spod ołówka Lee Bermejo. Artysta umiejętnie korzysta z ponurej palety barw, sporej ilości cienia, naznaczając twarze bohaterów grubymi bruzdami, dzięki którym jawią się nam jako postaci z koszmarów. Sam Superman to potwór o wykrzywionej w grymasie złości, niemalże zwierzęcej twarzy wzbudzający w czytelniku obrzydzenie. Rysunki świetnie uzupełniają scenariusz, uwypuklają niejednoznaczności, pogłębiają szarość przedstawionego świata. Na długo zapadają w pamięć.
 
Luthor to jeden z ciekawszych, bardziej intrygujących albumów z superbohaterami w ostatnim czasie. Co prawda trykotów jest tu jak na lekarstwo (warto jednak wspomnieć, że poza Supermanem gościnny występ zalicza również Mroczny Rycerz Gotham – zresztą scena obiadu Lexa Luthora z Brucem Waynem ciekawie kontrastuje poglądy obu postaci, którym można by poświęcić osobną analizę), ale za to dostajemy dojrzały i przemyślany wgląd w umysł jednego z największych przeciwników Człowieka ze Stali. W zalewającej nas ostatnio fali superbohaterskiej papki z New 52, gdzie najważniejsze stają się lasery z oczu, epickie pojedynki i ogromne wybuchy, ta stonowana, kameralna historia bez wielkich scen akcji staje się prawdziwą perłą.
 
Ocena: 8/10

Brak komentarzy: