> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 13 marca 2017

Amerykański Wampir, tom 8: wampiry w kosmosie

Gdy amerykańskie wampiry muszą połączyć siły z niedobitkami organizacji WGZ, by wspólnie pokonać Szarego Kupca, nic nie jest niemożliwe. Pearl Jones wraz z Felicity Book udają się do owianej legendami Strefy 51, by pozyskać jedyną broń, która może zranić potwora, a Sweet zostaje wysłany na orbitę okołoziemską, by sabotować misję rosyjskiego Sputnika. Brzmi absurdalnie? Takie właśnie jest i niestety daje umiarkowaną satysfakcję.




Już siódmy tom Amerykańskiego wampira, rozpoczynający niejako „drugi sezon” serialu pisanego przez Scotta Snydera, gubił unikalny charakter serii, stawiając przede wszystkim na efektowność. Tom ósmy, co widać już po samym streszczeniu, kontynuuje tę manierę. Przygodom Sweeta nie można odmówić spektakularności, jednak nie ona decydowała o wyjątkowości poprzednich tomów. Niby Snyder wplata w całość wątki historyczne (testy broni jądrowej, kryzys kubański, zabójstwo Kennedy'ego), jednak ma się wrażenie, że nie ma już serca do tej historii, a wspomniane wstawki są pewnym kompromisem między tym, do czego zostali przyzwyczajeni czytelnicy na przestrzeni pierwszych sześciu tomów a nowym podejściu Autora do swojej serii, gdzie liczy się tylko akcja. Pościgi, strzelaniny, walki w kosmosie, nieustanne podbijanie stawki. Nie prowadzi to do niczego dobrego, nadmiar akcji czyni czytelnika obojętnym, zaś sztucznie nadmuchiwany fabularny balon w końcu pęknie.

Gdyby Snyder podszedł do kosmicznych przygód Sweeta z poczuciem humoru i postawił na przerysowanie charakterystyczne dla zimnowojennych przygód Jamesa Bonda, może wyszłoby z tego coś ciekawego. Snyder pisze jednak swoją historię śmiertelnie poważnie, co przy tak absurdalnym temacie, po prostu odbija się na czytelniku. Zawieszenie niewiary przestaje działać, nagromadzenie akcji męczy, a w tym wszystkim gubią się bohaterowie, którzy z pełnokrwistych postaci stają się tylko pionkami wprowadzającymi kolejne wydarzenia w ruch. Na niezmiennie wysokim poziomie stoi na szczęście warstwa graficzna, więc pozostaje cieszyć oczy ilustracjami Rafaela Albuquerque'a.

5/10

Recenzja została napisana dla serwisu AlejaKomiksu.com i tam pierwotnie opublikowana.

Brak komentarzy: