> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

wtorek, 1 sierpnia 2017

Hellboy w piekle: Karta śmierci

Pierwszy tom Hellboya, Nasienie zniszczenia, ukazał się w Polsce w 2001 roku. Szesnaście lat, setki stron i wiele historii później premierę ma Karta śmierci, album wieńczący losy Piekielnego Chłopca. Upłynął szmat czasu i wiele się zmieniło. Hellboy stawił czoła swojemu przeznaczeniu, pokonał Smoka i zstąpił do piekła. Błąka się bez celu po opustoszałym królestwie, powoli tracąc siły. Żywa czerwień jego skóry wyblakła, przybierając chorobliwie szarą barwę, sylwetka się skurczyła, a w miejscu lewego oka zieje pusty oczodół. Karta śmierci to pożegnanie, opowieść o poszukiwaniu upragnionego spokoju, opowieść o śmierci.



Złożona z dwóch albumów seria Hellboy w piekle jest swoistym epilogiem do wielowątkowego cyklu o burzliwych losach Piekielnego Chłopca. Wyciszonym, kameralnym, powolnym i przejmująco smutnym. W zestawieniu z najbardziej efektownymi przygodami z przeszłości Hellboya (jak chociażby efekciarski tom wieńczący podstawowy cykl, czyli Burza i pasja) może wydać się wręcz nudny, a fakt, że zmierza w nieokreślonym kierunku, potęguje wrażenie niepotrzebnego chaosu. Mignola dzieli całość na mniejsze fragmenty. Przemierzając piekło, Czerwony trafia na przeklęte dusze. Niektóre będą potrzebowały jego pomocy, inne pomogą jemu. Struktura historii przypomina to, co znamy z tomów takich jak Spętana trumna czy Piekielna narzeczona - krótkie spotkania, prowadzące do kolejnych questów. Dzięki temu mamy okazję dowiedzieć się trochę o samym Hellboyu i miejscu, w którym się znalazł. Na deser dostaniemy historię zatytułowaną Egzorcysta z Worska. Mimo że jej akcja rozgrywa się między trzecim i czwartym rozdziałem recenzowanego albumu, została ona umieszczona na samym końcu. Bazująca na rosyjskiej baśni, wyróżnia się tym, że większość jej bohaterów Mignola narysował w postaci... marionetek.

Karta śmierci, przez fabularną powściągliwość, pozostawia pewien niedosyt. Graficznie jest oczywiście mocarnie, jak to u Mignoli. Wrażenie robią przemyślnie skomponowane plansze, biegłość w użyciu czerni i korzystaniu z detali, a płaskie kolory Dave'a Stewarta – zastąpione momentami przez akwarele – idealnie podkreślają klimat całej opowieści. Karta śmierci to epilog, którego seria potrzebowała, choć najlepiej czytać ją za jednym zamachem z pierwszym tomem Hellboya w piekle, czyli Zstąpieniem.

Mimo że losy Piekielnego Chłopca dobiegły kresu, nie oznacza to, że nie zobaczymy więcej Hellboya. Tomasz Kołodziejczak, odpowiedzialny za wydanie w Polsce cyklu Mignoli, zapowiedział, że temat jest otwarty. Patrząc na fakt, że odpryskowa seria B.P.R.D. się u nas nie przyjęła (zniknęła z rynku po wydaniu zaledwie trzech oryginalnych tomów), typuję prequelowy cykl opowiadający o latach 50. XX wieku, gdy Hellboy pracował dla Biura (Hellboy and the B.P.R.D., składający się obecnie z czterech albumów). Hellboya nigdy dość, więc pozostaje czekać na potwierdzenie tych rewelacji.

8/10

Recenzja została napisana dla serwisu AlejaKomiksu.com i tam pierwotnie opublikowana.

Brak komentarzy: